Tragedia ziemi amerykańskiej
„Konserwacja gleby jest do przeprowadzenia“ — przekonywują uczeni swoich mocodawców w rządzie, bankach i trustach. Powołują się na zdanie Jerzego Waszyngtona, który już w końcu XVIII wieku świadom był skutków erozji, apelują do rozsądku i uczucia, ale głos ich, tak samo jak przed pięćdziesięciu laty, nie może wywrzeć decydującego wpływu na bieg wypadków. Hasło, że przez ratowanie gleby można odzyskać dziesiątki milionów akrów ziemi — nie chwyta. Hasło tworzenia nowych zasobów, nowych wartości nie działa — trwa pogoń w rabunku starych bogactw naturalnych.
Na Florydzie, w miejscowości kąpielowej Miami, gdzie spotyka się rokrocznie świat bussinesu, świat milionerów i miliarderów, podróżnik dostrzec może na morzu wysepki o geometrycznie prawidłowych kształtach. Wszystkie te wyspy, nazwane przez amerykańskich snobów włoskimi nazwami San Marino, San Marco, czy Lido — stworzył człowiek. Przepompowano ziemię z dna rzeki, przewieziono z lądu urodzajny czarnoziem. Posadzono dziesiątki tysięcy palm. Technika w Stanach Zjednoczonych może stwarzać cuda, by zadowolić zachcianki miliarderów, mieszkańców Piątej Alei w Nowym Jorku. Kapitalizm amerykański nie jest zdolny przy pomocy posiadanej techniki uchronić podstawę bytu ludzkiego — ziemię.
Wiadomo z jakim oporem spotkał się Fr. Roosevelt, gdy realizował budowę tam nad rzeką Tennessee, choć potrzeba kontroli jej wylewów, zdawałoby się, powinna zyskać jednomyślne poparcie. Gdy w 1944 r. Roosevelt proponuje utworzyć system tam na rzece Missouri i jej dopływach, spotyka się z jeszcze bardziej zaciętym oporem poszczególnych grup kapitalistycznych oraz kupionych przez nie polityków stanowych i federalnych, kongresmanów i senatorów.
W Stanach Zjednoczonych istnieje specjalnie powołany Urząd Konserwacji Gleby z siecią placówek w całym kraju. W rolniczych stacjach doświadczalnych pracują setki uczonych. W Ameryce ukazała się olbrzymia literatura na ten temat, ba, nawet wstrząsający film, obrazujący całą grozę erozji.
Ale jaki jest właściwie „program“, jeżeli można tą nazwą określić sprzeczne nieraz wypowiedzi różnych przedstawicieli amerykańskich czynników oficjalnych? Program ten z góry przekreśla wszelką myśl o rozszerzeniu powierzchni uprawnej ziemi, a w szczególności powierzchni uprawy czarnoziemnego pasa stepów, położonego w suchej strefie kraju. Zaleca rolnikom zmniejszenie powierzchni uprawy na tych terenach. Praktycznie wygląda to tak, że w latach koniunktury (I i II wojna światowa) farmerzy zaorywują te ziemie, ale w latach kryzysu porzucają je, przyśpieszając tym samym proces niszczenia gleby.
Przywódcy kapitalizmu amerykańskiego występują jawnie za ograniczeniem powierzchni zasiewów. Sekretarz rolnictwa Clinton P. Anderson jest zdania, że Stanom Zjednoczonym „wystarczy“ dla wykarmienia kraju i „koniecznego eksportu“ 300 min. akrów uprawnej ziemi. A przecież jeszcze w r. 1945 USA zebrały urodzaj z 353 min. akrów. Minister amerykański niepokoi się tylko o to, czy Stany będą miały te 300 min. akrów urodzajnej ziemi. „Około 180 min. ulega zniszczeniu wskutek erozji, zaledwie około 120 min. może być użyte pod zasiew bez powodowania dalszych szkód… Nasze rezerwy w glebie i lasach stale się zmniejszają. Żyjemy już obecnie naruszając kapitał“ .
Wobec tego faktu staje bezsilny amerykański minister rolnictwa. Jakże różna jest ta postawa od stanowiska radzieckiego ministra rolnictwa. ZSRR proklamował dopiero co 15-letni program odmłodzenia i wzbogacenia gleby, złagodzenia klimatu poprzez stworzenie wielkich leśnych stref ochronnych w całym kraju, rozbudowy sieci zbiorników wodnych, szerokiego rozmachu robót irygacyjnych, powszechnego zastosowania specjalnego systemu płodozmianu, zasiewów specjalnych gatunków traw, restaurujących urodzajność gleby itp.
Stany Zjednoczone nie są zdolne wydać walki niszczącym ziemię siłom, choć mają zdawałoby się wszystkie elementy konieczne dla organizacji racjonalnego rolnictwa, mają dziesiątki tysięcy specjalistów, maszyny, kapitały.
USA są klasycznym przykładem tego, że „racjonalne rolnictwo jest nie do pogodzenia z systemem kapitalistycznym“ .
„Kulturze rolnej, która musi się liczyć przede wszystkim z całokształtem stałych potrzeb zmieniających się pokoleń ludzkich — przeczy zarówno zależność kultury poszczególnych produktów rolniczych od wahania cen rynkowych jak i stałe zmiany tej kultury przy takich wahaniach cen oraz cały duch kapitalistycznej produkcji, nastawiony na bezpośrednią możliwie szybką korzyść“ .
Jeżeli wczytać się dobrze w wypowiedzi amerykańskich pisarzy ekonomistów i gleboznawców — to w ich rozważaniach o przyczynach degradacji kultury rolnej znajdziemy tysiące dowodów słuszności powyżej cytowanych sformułowań K. Marksa.