Tragedia ziemi amerykańskiej
Ten jakościowo najlepszy las dostarcza podstawowej masy drzewa, znaczna jego część skoncentrowana jest w rękach niewielkiej grupy właścicieli. 300 posiadłości leśnych ma więcej niż po 50.000 akrów każda. Skupiają one razem 50 milionów akrów. 50 spośród nich obejmuje razem 25 milionów akrów. W rzeczywistości liczba tych wielkich właścicieli jest jeszcze mniejsza, bo jeden i ten sam trust ma często po kilka posiadłości, jeden i ten sam bank kontroluje szereg towarzystw leśnych.
Jakże gospodaruje ta garść współczesnych baronów leśnych?
Zapewne drobni właściciele i dzierżawcy, którzy uginają się pod ciężarem hipotecznych długów i wysokiego czynszu dzierżawnego, wyniszczają parcele leśne. Ale najbardziej skarżą się ekonomiści amerykańscy na gospodarkę wielkich właścicieli lasów, którzy mieszkają nieraz w przeciwległym końcu USA, niejednokrotnie, nigdy nie widzieli nawet swoich posiadłości. Często faktycznym właścicielem lasu jest nie ten, który formalnie nosi ten tytuł, ale jego wierzyciel — bank w Nowym Jorku czy Los Angelos. Ciężar strat spowodowanych dewastacją danej posiadłości leśnej spada na sąsiadujących z nią farmerów, ale nie ma przecież ujemnego wpływu na wysokość dywidendy akcjonariuszy banku lub trustu.
Wybitni znawcy spraw leśnych R. E. Marsh i William H. Gibbons, z niepokojem stwierdzają, że „głównym celem większości prywatnej własności leśnej jest osiągnięcie bezpośrednich dochodów. W czasie kolonizacji kraju, eksploatacja pozornie nieprzebranych lasów przyjęła formy pośpiesznej ich likwidacji, mającej na celu błyskawiczne zyski. Ostatnio zaczęto zdawać sobie sprawę, że nasze przyszłe rezerwy leśne zależą od ich ochrony. Jednak prywatni właściciele, w tym czy innym stopniu, nie biorą tego pod uwagę, lekceważą sobie interes społeczny. Na znacznej przestrzeni sprawa jest na tyle poważna, że konieczne byłoby przejście tych terenów na własność publiczną“.
W ciągu 150 lat bezmyślnie niszczono drzewostan. Na terenach równych powierzchni niejednego dużego państwa europejskiego zniszczył go pożar. Pożary leśne trwały zazwyczaj tak długo, póki nie wygasły same. Nie „kalkulowało się“ mobilizować środków i ludzi dla gaszenia pożaru, bo las był tani, otrzymywały go przecież towarzystwa kapitalistyczne za bezcen, z rąk przekupionych federalnych i stanowych dygnitarzy.
Bushrod W. Allin i Elłery A. Foster stwierdzają, że „obszerne tereny publiczne Alaski… są po dzień dzisiejszy pustoszone przez pożary, które za jednym zamachem niszczą miliony akrów, uszkadzając ziemię, spalając las oraz tępiąc zwierzynę leśną“.
Mając na swoich usługach nowoczesne środki techniczne do walki z ogniem, rozbudowaną sieć dróg i środki szybkiej lokomocji, kapitalizm amerykański boryka się wciąż z klęską pożarów leśnych, nie tylko w dalekiej Alasce, ale i na terenie, właściwych Stanów Zjednoczonych. W okresie od 1936 do 1945 roku w lasach amerykańskich miało miejsce około 2 milionów pożarów. Jeżeli zsumować powierzchnię lasów, objętych pożarami w ciągu tego dziesięciolecia, to otrzymamy olbrzymią liczbę 280 milionów akrów. W 1945 roku było tych pożarów względnie mało, a jednak statystyka zanotowała 124.000 wypadków na terenie 17 milionów akrów.
Koszty walki z tymi pożarami przerzucono na społeczeństwo. W 1944 roku wydatkowano na ten cel około 14 milionów dolarów, z czego właściciele, ciągnący zyski z terenów leśnych, wpłacili zaledwie 1,7 miliona.
Wielkie straty ponosi drzewostan z powodu braku walki z chorobami drzew oraz z owadami — szkodnikami lasów. W okresie 1934— 1943 roczne straty w drzewostanie z powodu pożarów wynosiły 460 milionów stóp sześciennych, natomiast straty spowodowane
przez owady i choroby drzew wynosiły 662 miliony stóp sześciennych. Sprawozdanie urzędu leśnego (Forest Service) z 1947 roku wylicza 58 wielkich epidemii leśnych w ciągu ostatnich 50 lat. Strat przez nie spowodowanych nie da się, zdaniem jego autorów, nawet obliczyć.
Największe jednak straty ponosi gospodarka leśna z powodu marnotrawstwa. W 1947 roku państwowy urząd leśny ogłosił dane o wykorzystaniu drzewa. Ze 185 milionów ton drzewa, ciętego rokrocznie na budulec, papier i inne cele produkcyjne, 108 milionów ton, tj. 57% przepada bezużytecznie, przy czym kilka zaledwie procent tej niewyzyskanej masy idzie na opał. Drzewo, pozostawione na miejscu wyrębu, gnije i zaraża zdrowy las. W procesie pierwszej przeróbki pni drzewnych ‚ na deski, słupy, masę drzewną czy papier, marnuje się jeszcze 52 miliony ton, tj. 49°/» obrabianego surowca.’ W procesie dalszej przeróbki znów pozostają niewykorzystane dalsze „odpadki“ w ilości 7 milionów ton. Niezależnie od tych milionów ton drzewa, samej tylko kory drzewnej przepada rocznie 2 miliardy stóp sześciennych.