Tragedia ziemi amerykańskiej
Opuszczone, rozpadające się domy, jak widma, znaczyły drogę zwycięstwa żywiołu nad człowiekiem. Amerykańscy uczeni twierdzą, że od maja 1934 roku do 1936 roku bezpośrednie tylko działanie wiatru zamieniło w pustynię 5 milionów akrów (1 akr=0,4 hektara). W 1936 roku klęska posuchy objęła również ogromną część kraju, bo aż 16 stanów.
„Man made tragedy“ — tragedia spowodowana przez człowieka — tak nazywają Amerykanie klęski posuchy i powodzi, jakie w różnych latach przechodzą przez ich kraj.
Wybitny amerykański ekonomista B. Sears pisał o owych latach: „Przyroda już nie będzie nas tak często ostrzegała. Natura nie będzie dla nas tak życzliwie usposobiona, by nam tak jasno błędy nasze postawić przed oczyma. Burze piaskowe i powodzie mają tę samą przyczynę: rabunkowa gospodarka zrujnowała glebę, zniszczyła warstwę czarnoziemu… Są (one) tylko pierwszymi sygnałami tych sił, które przeciwko nam się gromadzą“.
Klęski żywiołowe unaoczniły wszystkim grozę postępującego procesu niszczenia ziemi amerykańskiej.
Dziadowie współczesnych nam mieszkańców USA otrzymali, po wytępieniu Indian, wielki kontynent dziewiczej, nietkniętej jeszcze przez pług ziemi. Odwieczna puszcza zajmowała znaczną część lądu. Wysoka roślinność prerii żywiła miliony bizonów. Koloniści amerykańscy osiadali nad życiodajnymi rzekami, polowali na zwierzynę, wypalali kawał puszczy i zbierali pierwszy urodzaj z nigdy nieeksploatowanej przez człowieka ziemi. Dziś nie ma już nie tylko stad bizonów, nie stało i większej części lasów, nie stało bujnej niegdyś roślinności prerii, coraz mniej jest urodzajnej gleby.
GINĄ LASY
Huragan piaskowy mógł tylko dlatego gnać na przestrzeni setek i tysięcy kilometrów, bo nie natrafiał na większe przeszkody. Amerykanie nie tylko nie posadzili lasów dla ochrony pól zaoranych w centralnych równinach, ale niszczyli i stare masywy leśne.
Według obliczeń amerykańskich uczonych, pierwotne lasy zajmowały przestrzeń powyżej miliarda akrów, z tego około 800 milionów akrów powierzchni miała puszcza, ciągnąca się od Atlantyku ku centrum kraju. W ciągu 150 lat powierzchnia lasów została zmniejszona niemal o połowę. Przede wszystkim wycięto i spalono lasy na wschodzie kraju. Powierzchnia terenów zalesionych w Stanach, stanowi dziś 630 milionów akrów, ale las jest tu przeważnie przetrzebiony i wyniszczony przez pożary i ludzkie marnotrawstwo. Poręby i nieużytki wolno i bez planu zarastają tak zwanym wtórnym lasem.
Niszczenie amerykańskich lasów ma swoje dzieje tak długie, jak długie są dzieje Stanów Zjednoczonych. Znany historyk Charles A. Beard, w rozdziale poświęconym bilansowi XIX wieku pisze:
„Gdy demokracja Wschodu uczęszczała do cyrków Barnum‘a i muzeów, a intelektualiści dyskutowali nad krytyką amerykańskiej kultury przez obcych podróżników, czujni pionierzy i agenci daleko patrzących kapitalistów na odległych kresach ogradzali, cięli, palili i łupili, bez zastanowienia i przeszkody, własność narodową, którą kupiono krwią lub pieniędzmi całego kraju.
Gdy mówcy głośno wychwalali amerykańskie instytucje, członkowie Kongresu i wysocy urzędnicy administracyjni byli stale zajęci spekulacją ziemią; rzadkością był majątek dużych rozmiarów, który nie byłby splamiony niewłaściwym sposobem jego nabycia. Z gorączkowym pośpiechem prowadzono ten sekwestr dóbr państwowych, aż w końcu XIX wieku cała uprawna ziemia była rozdana; większość ziem leśnych i nieużytków przeszła na własność prywatną. W warunkach takiego pośpiechu, nieliczni naukowcy, którzy wskazywali na niebezpieczeństwo, którego należy się spodziewać w wyniku dewastacji zasobów naturalnych, mogli uczynić niewielkie tylko wrażenie na twardogłowych ludziach interesu, nabywających te ziemie i eksploatujących je, lub na masie wyborców zajętych jak zawsze wyznaczonym im przez los własnym życiem“.
Popyt na drzewo był olbrzymi. Olbrzymia większość domów nie tylko na wsi i w miasteczku, ale i w wielkich miastach Stanów Zjednoczonych budowana jest z drzewa. Niejednego, naszego czytelnika zaskoczy zapewne ten fakt. Z filmu znamy bowiem jeden tylko krajobraz miast amerykańskich, krajobraz drapaczy chmur Nowego Jorku i Chicago. W rzeczywistości zaś, nawet w największych miastach, całe dzielnice budowane są z drzewa. Dużo drzewa idzie też na produkcję papieru i na inne cele przemysłowe.
Na wyrębie lasów można więc było dobrze zarobić. Wysoka stopa zysku przyciągnęła wielkie kapitały. Powstały potężne towarzystwa eksploatacji lasów. Równocześnie trusty innych gałęzi przemysłu szeroko organizowały wyrąb drzewa dla własnych potrzeb.
Powierzchnia lasów, które Amerykanie określają jako „handlowe“, tj. produkujące drzewo nadające się do handlu, wynosi 461 milionów akrów. Zaledwie 88 milionów akrów tego lasu stanowi własność publiczną. Podstawowa jego część — 205 milionów akrów jest własnością wielkich koncernów i trustów, różnego typu towarzystw przemysłowych, kolejowych, górniczych, papierniczych itd.