Sahara
Zanim to jednak nastąpi — zaraz po ułożeniu grobowca, tolba skrapia wodą kamienie. Przeciekając do wnętrza mogiły, woda obudzi zmarłego i będzie on mógł odpowiedzieeć na pytania aniołów, którzy przyjdą, aby zbadać, czy warto go zabrać do siedmiu nieb Allaha. \
Wszyscy krewni i przyjaciele zmarłego opuszczają następnie cmentarz. Przy grobie zostają tylko tolbowie, którzy odprawiają długie modły we dnie i w nocy.
Wtedy niesamowite rzeczy zaczynają się dziać na cmentarzu: wewnątrz mogił coś jęczy, chrobocze
i wzdycha. Jeżeli odgłosy te pochodzą ze świeżych grobów, to znaczy, że dusze zmarłych rozmawiają z Bogiem. Być może, iż wkrótce już pójdą do raju. Jeżeli jednak awantury w grobowcu nie ustaną po dniach czterdziestu, zmarły był widać wielkim grzesznikiem: złe duchy, czarne anioły i szejtan
zwolna wywlekają jego duszę i męczą go — nieraz przez całe lata — w miejscu, gdzie leży ciało.
Zdarza się pono, że z zapomnianych starych mogił, ni stąd ni zowąd, zaczynają się dobywać podejrzane odgłosy. Każdy mędrzec tolba wie doskonale, co to znaczy: potępiona dusza nie może zaznać upragnionego spokoju. Ale tolba musi sprawdzić, czy tak jest na pewno. Wtyka więc między kamienie ^ grobu, co ma pod ręką: nadtłuczony garnek, żerdź z płota, lub skorupę ze zbitej wazy i nazajutrz sprowadza na tak oznaczone miejsce „świadków“. Najczęściej udaje się świadkom rozpoznać, czyj grób jest widownią szatańskich harców:
— Tu przecież pochowano Fatmę — rzeknie świadek — tę, co to raz ukazała się publicznie z odkrytą twarzą.
I nikt się więcej nie dziwi, że grzesznica cierpi za swój niecny postępek przez lat dwadzieścia…
Świadkowie odchodzą do swych zajęć, tolba zabiera się do modlitwy, a miasto umarłych — ponure, spieczone słońcem rumowisko kamieni — aż do nastania nocy milczy tajemniczo. Tysiące postaci leży z twarzami obróconymi na wschód i czeka dnia, kiedy Allah zawoła wiernych na sąd ostateczny.
…Wtedy powstaną wszyscy i ruszą przez piaski Sahary do świętej Mekki. Podobni do białego obłoku, zwartym tłumem podążą w tę stronę, w którą przez całe życie słali swe modły. A towarzyszyć im będzie cichy, jak brzęczenie komarów, smętny śpiew:
— La Illah, Ilia! Allah u Mahomet Rassul. Allah, Allah Akbar!…
*
Zwolna wracamy do miasta. Jaskrawe, gorące słońce zalewa nas falami rozleniwiającego upału. I kiedy wreszcie, zmęczeni, siadamy w cieniu palm, czuję, jak ogarnia mnie psychiczna trucizna afrykańska — flemma.
Co to jest flemma?
Flemma to choroba lenistwa. Człowiek, który się jej podda, przestaje myśleć, traci rachubę czasu, zapomina o wszystkim i tylko na podobieństwo arabskich żebraków wyleguje się całymi dniami na słońcu. Jest to najrozkoszniejsza choroba, jaką znam i —- wierz mi, Czytelniku — trzeba dużo silnej woli, aby nie poddać się jej, zwłaszcza wtedy, kiedy się ją już raz przechodziło.
Nie możemy jednak pozwolić sobie,na pogrążenie się w niebycie: czeka nas jeszcze daleka podróż. Toteż, po krótkiej chwili odpoczynku, wstaję pierwszy, dając hasło do dalszego marszu i zaczynam rozmowę z jakimś krajowcem, który idzie w tym samym, co my, kierunku.
Gawędzimy wolno i poważnie. Towarzysz nasz jest starcem: ma już lat pięćdziesiąt.
— Nie myśl, że to mało — dodaje, widząc moje, zdziwienie. — Nie jestem kobietą, aby kłamać, że mam lat sto.
Okazuje się, że mieć sto lat należy u kobiet tutejszych do wielkiego szyku. Rzadko jednak ktokolwiek z Mozabitów przekracza sześćdziesiątkę. Za to równie mało umiera ludzi młodych.
— Śmierć bierze od nas tylko starców i dzieci — mówi dalej Mozabita. — Ludzi młodych i w średnim wieku chroni dobre słońce i zła woda.
Najwięcej dzieci umiera na gruźlicę. Dorośli i starzy nie chorują prawie nigdy, natomiast „ umiera ją ze starości“.
Jeżeli nowonarodzone dziecko przeżyje trzy dni po nakarmieniu go ciężkostrawną papką z daktyli; jeżeli bez złych skutków wypije kubek brudnej wody, poświęconej przez taleba i nie zaziębi się śmiertelnie w przewiewnej kołysce podczas zimnej nocy — to z pewnością dożyje późnego wieku.
Zresztą, śmierć dla Mozabity — dla cnotliwego, prawowiernego Mozabity — nie jest straszna. Traktuje się ją jak honorowego gościa, który — ostatni na ziemi — odwiedza człowieka.
Jeżeli Allah chce uprzedzić kogoś o zbliżającym się kresie życia, zsyła nań słabość lub krótką chorobę. Leczyć się z niej byłoby grzechem. Raczej należą się dzięki Najwyższemu za to posłannictwo z wieścią o bliskim przyjęciu do raju.
— Mektub — powiada cnotliwy Mozabita i — umiera.
Mektub… To słowo, to pojęcie wszędzie na Wschodzie jest potężnym czynnikiem w życiu ludzkim. Jak u nas mówi się: — Ha, trudno — tak tam mówią: Mektub.
Tylko że człowiek Wschodu powtarza Mektub przy każdej okazji, przechodząc nad swym podłym losem do porządku dziennego z iście filozoficznym spokojem. Nie walczy, nie rozpacza i nie buntuje się.
Mektub — to jasne.
Mektub — walka jest zbyt nierówna.
Mektub — tak było przed wiekami zapisane w księdze przyszłych dziejów wszechświata.