Rehabilitacja alchemii
Wieść o udanej przemianie co pewien czas obiegała świat. Stosunkowo znacznego rozgłosu doznał swego czasu raport Jana Chrzciciela Van Helmonta (1573—1644). Ogłosił on, że udała mu się przemiana rtęci w złoto. Nazwisko Van Helmonta ma do dziś dnia poważne znaczenie w zakresie nauk fizyko-chemicznych, w szczególności cenione są jego prace nad gazami. Posiadał niewątpliwie wiedzę bardzo poważną. Jego raport o przemianie rtęci w złoto brzmiał następująco: „Otrzymałem z tego (mowa o kamieniu filozoficznym) raz jeden czwartą część grama, otoczyłem woskiem, aby porwane nie zostało z tygla przez pary węgla — i wrzuciłem do pół funta ogrzanej rtęci, znajdującej się w zwykłym trójkątnym tyglu. Rtęć zawrzała i zamieniła się w gęstą miazgę. Po dalszym silniejszym podgrzaniu metal stopił się ponownie. Po opróżnieniu tygla otrzymano 8 uncji złota. Jeden gran zatem kamienia wystarcza aby zamienić 19.000 granów rtęci w złoto“. Wyjaśnić należy, że jeden gran = 50 miligramów. Van Helmont wierzył w prawdziwość swego raportu. Nie było też nikogo, kto by jemu nie wierzył. Nie ulega wątpliwości, że uczony padł ofiarą oszustwa. Kamień filozoficzny ofiarowała mu nieznana osoba, a jeśli już cokolwiek możnaby Van Helmontowi zarzucić, to lekkomyślność z jaką poddawał się temperamentowi chemicznemu i że nadmiernie w sobie przytłumił ducha krytycyzmu. Rzekomy sukces tak go uradował, iż swemu synowi nadał imię Merkuriusza (rtęci). Tenże Van Helmont — junior był podobnie zapalonym alchemikiem. Pracował jednak bez sukcesu i umarł w Berlinie w roku 1699.
Podobna przygoda alchemiczna spotkała Dr. Jana Fryderyka Schweizera, znanego także pod imieniem Helvétius. Był przybocznym lekarzem Księcia Orańskiego w Hadze i znany był jako zdecydowany wróg oszukańczych alchemicznych kombinacji. Zwalczał je słowem i pismem, całym swym autorytetem naukowym. A oto pewnego dnia zachodzi przemiana w jego zachowaniu się. W początkach grudnia 1666 roku odwiedza go nieznana osoba, która ofiarowuje mu próbkę kamienia węgielnego i poucza o sposobie zastosowania. Według niektórych autorów tajemnicza wizyta powtórzyła się dwukrotnie. Otrzymany przez Schweizera kawałeczek kamienia filozoficznego nie miał być większy od główki szpilki. Kiedy w kilka dni później — tajemniczy gość nie stawił się na umówioną próbę alchemiczną, Helvetius (za namową żony!), pofolgował uczonej ciekawości. Do stopionego w tyglu ołowiu wrzucił próbkę kamienia i po półgodzinnym gotowaniu otrzymał złoto. Wiadomość tę potwierdza Spinoza, przyjaciel znakomitego uczonego. Widział on tygiel z resztkami złota oraz przedyskutował dokładnie z chemikiem cały przebieg doświadczenia. Jest oczywiste, że uczeni i tym razem ulegli mistyfikacji, wyreżyserowanej zresztą dość zręcznie.
Bywało jednak i inaczej. Literatura roi się od raportów mniej lub więcej osobliwych. Alchemią zajmowali się wielcy i mali. Cesarze i cesarzowe, książęta i rozmaici władcy zajmowali się sami alchemiczną sztuką — albo też polecali innym otrzymywanie złota. Alchemią zajmował się także Zygmunt III Waza, znane jest także imię Sędziwoja alchemika, polskiego pochodzenia.
Ciekawej postaci Michała Sędziwoja (Sendivogius Polonus, Sendivog, baron von Sereskau, Sendivoge, Sentophax) nie poświęcono w Polsce zbyt wiele uwagi. Tymczasem literatura obca uwzględniła ją w bardzo szerokim zakresie. Jego pierwszy biograf Poliardho Micigno, podaje, że będąc jeszcze słuchaczem akademii (prawdopodobnie krakowskiej), interesował się naukami hermetycznymi. Podaje przy tym, że działo się to pod wpływem pism Arnolda Villanovus. Jednak ostatecznie dopiero sławny alchemik Seton Kosmopolita wywarł decydujący wpływ na zainteresowania Sędziwoja. Sędziwój podróżował wiele, zwiedził Rosję, Anglię, Hiszpanię, Portugalię, Niemcy i Czechy. Z Setonam spotkał się i zapoznał bliżej na dworze elektora saskiego. W czasie swyych podróży nawiązał kontakty z licznymi wyższymi uczelniami, m. i. wiadomo, że byl w Cambridge, Ingolsztadzie, Lipsku, Alsdorfie, Frankfurcie, Rostoku i Wittemberdze. Jego dorobek publikacyjny był znaczny, niektóre z jego dzieł i traktatów doczekało się nawet 12-tu wydań. Ambroży Grabowski utrzymuje, że Sędziwój pisał nie tylko po łacinie ale i po polsku. W każdym razie był on jedną z najbardziej prominentnych postaci alchemicznych wieku XVII-ego. Wykonać też miał rzekomo w obecności Zygmunta III udaną transmutację. Scenę tę utrwalił Matejko, przedstawiając moment kiedy zdumionemu królowi alchemik pokazuje żelazny gwóźdź przemieniony w złoty.
Cel tych wszystkich dociekań, jak wiadomo, nie był zbyt wyniosły. Amatorom, a w szczególności władcom, nie zależało specjalnie na wiedzy i jej rozwoju, na wyjaśnianiu tajemnic przyrody. Głównym celem było natomiast dopełnianie chronicznie pustych skarbców książęcych. Nie wahano się nawet przed fałszerstwami. W wieku XVII i XVIII uprawiano je na wielką skalę. Dnia 15 stycznia 1648 przemienił niejaki Richthausen w obecności cesarza Ferdynanda ołów w złoto. Pomagał sobie przy tym niewielką ilością tajemniczego szarego proszku. Zręczny eksperymentator odniósł taki sukces, że otrzymał wtedy godność szlachecką i tytuł barona „von Chaos“.