Rehabilitacja alchemii
„Weź z tego cennego medykamentu kawałek nie większy od grochu i wrzuć do 1000 uncji rtęci, a zamieni się ona na czerwony proszek. Z tegoż znowu uncja dodana do 1000 uncji rtęci zamienia wszystko na medykament. Z tego ostatniego wrzuć znowu uncję na 1000 uncji rtęci, a zamieni się w złoto, które lepsze jest od znajdowanego w kopalniach: „Marę tingerem, si mercurius esset“ (morze zamieniłbym (w złoto), gdyby było rtęcią). Oto kilka zdań z alchemicznej literatury, których rzekomym autorem ma być Rajmund Lullus.
Począwszy od wieku XIII — alchemiczna mądrość jałowieje, za to rośnie jej dorobek piśmienniczy o bardzo wątpliwej wartości. Ilość dzieł alchemicznych liczy już w krótkim stosunkowo czasie tysiące pozycji. Wśród nich największym wzięciem cieszyły się prace Basiliusa Valentinusa, o którego osobie nie wiele wiemy. Bardzo możliwe, iż imię jego było zmyślone i w tej formie doszło do nas. Prawdopodobnie był mnichem
benedyktyńskim, żyjącym w połowie wieku XV. Natomiast jego dzieła zjawiają się jednak dopiero w wieku XVII. Język jego jest, delikatnie się wyrażając, osobliwy. Modlitwy i zaklęcia, astrologia i tajemnicza symbolistyka snują się po przez kabalistyczną opowieść. Opowieść ta jest często natchniona chorobliwą mistyką religijną, co jednak nie chroni alchemików przed ciągle odnawianym zarzutem kontaktowania się z diabłem. Sami zresztą alchemicy przyczyniali się rzetelnie do podtrzymania tej opinii i dla prostej reklamy sugerowali tego rodzaju plotki o sobie.
„Kamień filozoficzny“ otrzymywać miano z „terra virgina“ (ziemia dziewicza). Nikt nie wiedział gdzie by jej szukać należało. Sam diabeł miał być posłusznym komiwojażerem alchemików i znosić im wszelkiego rodzaju niesamowitości do tygla.
Oczywiście, że te osobliwe wyczyny laboratoryjne alchemików miały niekiedy i pożyteczne rezultaty. Nie zawsze marzenia i próby pozostawały w sferze fikcji. W pogoni za kamieniem filozoficznym w roku 1669 hamburski alchemik Brandt odkrył biały fosfor. Ostatecznie więc i na bezdrożach alchemii można znaleźć perłę zagubionej prawdy. Jest to sprawiedliwy los wszelkich skrzywień, które mogłyby deklamować słowami goethowskiego Mefista:
„Ja jestem częścią owej siły, której władza pragnie zło zawsze czynić, a dobro sprowadza“.
Basilius Valentinus nie należał już właściwie do alchemików czystej krwi a reprezentował kierunek chemiczno – medyczny w dociekaniach alchemicznych. Byli to jatro-chemicy, których naczelną postacią był Theophrastus Bombastus Aureolus Paracelsus von Hohenheim. Uznać go można za pioniera tego nowego kierunku w sztuce alchemicznej, kierunku lekarskiego,. jedynie słusznego według Paracelza. Zamiast fantastycznej pogoni za kamieniem filozoficznym miano zająć się otrzymywaniem leków. Motyw użyteczności jest charakterystyczną cechą współczesnej chemii stosowanej, w owe czasy jednak zakres tej działalności był dość wąski. Niemniej jatrochemiczna idea znakomicie ożywiła kostniejącą bardzo poważnie badawczą myśl alchemiczną. Wielcy chemicy tego okresu byli przeważnie lekarzami. Oczywiście nie należy łudzić się co do tego, że Paracelsus i jego następcy zabłysnęli od razu nowoczesnością poglądów i metod pracy. Za bardzo żywymi jeszcze były tradycje poprzedzającej epoki alchemicznych ekstrawagancji. Jatrochemiczne kuracje często grzeszyły lekkomyślną fantazją i końskim rozmachem. Z drugiej strony nie rezygnując z idei transmutacji*) metali, skierowali istotnie ogólne swoje zainteresowania po linii praktycznej. Nie obyło się przy tym i bez niezwykle płodnej szarlatanerii. Ostatecznie łatwiej uprawiać fuszerkę kuracyjną aniżeli trawić siły i zdrowie nad otrzymaniem kamienia filozoficznego. A przy tym można i tak ciemnych bliźnich czarować na temat swych hermetycznych wiadomości. Dyletanci i awanturnicy stali się istotną plagą społeczną. Skarży się z tego powodu pewien lekarz w roku 1676. „Każdy pragnie być alchemikiem — powiada — i idiota, zaawansowany, młodzieniec czy starzec, cyrulik, stara baba, pokątny doradca, także mnich o głowie zgolonej, wreszcie ksiądz czy żołnierz“. Nic więc dziwnego, że opinia publiczna bardzo często wyszydzała głupotę ówczesnych alchemików, a współczesne im malarstwo i grafika przekazały nam liczne ilustracje „hokus-pokusowych“ dziwactw. Jest to mało jeszcze zbadany odcinek kultury i obyczajności, ciekawy i barwny, nade wszystko jednak niezwykle ludzki.
W możliwość przemiany metali pospolitych w złoto wierzono przez długie wieki. Wiara ta jednak nie przyniosła złota nawet samym wierzącym. Tysiące niepowodzeń powodowało tysiące zniechęceń. Nade wszystko jednak do głosu dochodziła chciwość maluczkich i możnych; żądza sławy i pycha przykuwały nieprzerwanie szeregi alchemików do żmudnej, tajemniczej i niewdzięcznej pracy.