Rehabilitacja alchemii
Zresztą bardzo wielu było przekonanych, iż byli świadkami „wielkiego dzieła“. Justus von Liebig pisał w r. 1865: „Uważamy pierwiastki za ciała proste nie dlatego, że to wiemy, ale że możliwość ich rozkładu jest dziś naukowo nieudowodniona. Nie uważamy, aby to było niemożliwością, by jutro się to nie powiodło“.
Nie należy mieć pretensji do Arystotelesa, że nie umiał odróżnić pary wodnej od powietrza. Dopiero w wieku XVI nauczono się rozdzielać poszczególne gazy. Arystoteles był w średniowieczu wielkim autorytetem, jego nauka o czterech żywiołach całkowicie paraliżowała na przestrzeni wieków myśl naukową, zmuszając ją do tłumaczenia wszystkich właściwości ciał wzajemnym mieszaniem się tych dziwacznych elementów. Wprawdzie sam Arystoteles nie był „wynalazcą“ nauki o czterech żywiołach, jego zasługą jest jej przekazanie potomności w swych pismach z taką przekonywującą jasnością argumentacji, że starożytność i średniowiecze uznały bez zastrzeżeń panowanie jego nauki.
Jego koncepcja czterech żywiołów zasadza się na założeniu czterech cech materii, która według niej mogłaby być sucha, wilgotna, ciepła lub zimna. Jeśli by te właściwości u-porządkować według załączonego schematu to zawsze po dwie sąsiadujące cechy dają jeden z żywiołów.
Cztery żywioły jako cegiełki budowy materii, pierwszy wprowadził do myśli filozoficznej Empedokles. Znakomity ten Doryjczyk był postacią zaiste niecodzienną w epoce wczesnej filozofii greckiej. Był lekarzem, kapłanem, cudotwórcą, poetą i filozofem. Działał na Sycylii i w Wielkiej Grecji. Uważał siebie za istotę natchnioną. Jego autorstwo nauki o czterech żywiołach nie jest znowu tak bardzo oryginalne: od Talesa przejął naukę o wodzie jako pierwiastku podstawowym, od Anaksymenesa teorię o powietrzu jako pierwiastku wszechrzeczy, od Heraklita takąż tezę o roli ognia jako pramaterii, a od Ksenofanesa i innych pogląd o pierwiastkowej roli ziemi. Empedokles poszedł po linii najmniejszego oporu, połączył te cztery opinie i wywiódł z nich naukę o czterech pierwiastkach-żywiołach. Ogień, woda, powietrze i ziemia odpowiednio zmieszane tworzyć miały wszystko, co tylko składa się na rzeczywistość nas otaczającą. Kości ludzi i zwierząt składać się miały z czterech części ognia, dwu części ziemi, jednej części powietrza i jednej części wody. Ścięgna znowu zbudowane być miały z dwu części wody, jednej części ognia i jednej części ziemi.
Alchemia rozprzestrzeniła się na Zachodzie Europy za pośrednictwem Arabów. Z Aleksandrii, która w pewnym okresie była jej stolicą, przeszła zrazu do Syrii, stamtąd w wieku V do Persji.
W wieku VII Arabowie zdobyli ten kraj, a następnie błyskawicznym i zwycięskim pochodem poprzez Afrykę Północną dotarli do Hiszpanii. Z początku byli bardzo wrogo usposobieni wobec. kultury europejskiej, jednak w krótkim bardzo czasie przejęli prawie w zupełności kulturalny dorobek narodów śródziemnomorskich. Utworzone zostały kolejno akademie w Sewilli, Kor-dobie i Toledo, które nawiązały do tradycji starszej od nich akademii w Bagdadzie. Akademie te stały się ośrodkami wiedzy alchemicznej. Tłumaczono tam greckie, syryjskie i perskie rękopisy na język arabski — stamtąd też rozpoczęło się przenikanie wiedzy alchemicznej do innych krajów europejskich. Francja, Włochy, Niemcy a nawet i Polska prędzej czy później dały schronienie i możliwość pracy alchemikom najrozmaitszego autoramentu.
Wybitni alchemicy Zachodu, na których tak chętnie powołują się późniejsi fabrykanci alchemicznego złota, mieli godne imiona: Św. Albert Wielki, Św. Tomasz z Akwinu, Roger Bacon, Arnold Villanovus, Rąymund Lullus. Ostatecznie krytyka historyczna wykazała, że większość alchemicznych relacji i dzieł — im właśnie przypisywanych, — w najprostszy sposób sfałszowano. W każdym razie wypada podkreślić, że podczas swej długiej wędrówki z Egiptu przez Syrię, Persję, Arabię i Hiszpanię alchemiczne manuskrypty wzbogaciły się wybitnie o motywy mistyczne, magiczne i wyobrażenia pełne przesądu. Język alchemików staje się coraz bardziej zawiły i niezrozumiały. Wreszcie formuje się sylwetka alchemika, jaką widzimy na obrazach Terniersa czy Bruegela. Jest to obraz ludzi starych, zgorzkniałych i zawiedzionych. Tragiczny Faust w arcydziele Goethego skarży się przed zażyciem trucizny:
„Pergaminie zwinięty, dymem okopcony, Prześlęczałem nad tobą Wiele lat zgarbiony. I cóż?“
Późne średniowiecze nie wniosło nic nowego i istotnego do treści alchemicznych dociekań. Dorzucono tanie ozdoby słowne i płytkie akrobacje myślowe — na podobieństwo barokowej tandety w sztuce. Wszystkie myśli alchemików krążą wówczas coraz uporczywiej około „kamienia filozoficznego“. Zwą go zresztą najrozmaiciej: „wielkim eliksirem“, „czerwoną tynkturą“, „wielkim magisterium“ czy „Quinta Essentia“. Przy jego pomocy miała udawać się przemiana metali, jego darem miało też być długie życie i zdrowie.