Podstęp i maskowanie się jako prawo natury
Podróżnicy – badacze dżungli podzwrotnikowych i niedostępnych lasów tropikalnych, to niewątpliwie ludzie niezwykli, których wyczyny w oczach szerokiego ogółu przekraczają nieraz granice bohaterstwa. Jednak nawet bohaterowie są istotami z krwi i kości, z czego wynika, że przygody ich nie mogą być tylko nieprzerwanym pasmem sytuacji mrożących krew w żyłach i bohaterskich zmagań. Dlatego, czytając opisy dalekich podróży, natrafiamy wcale nierzadko na stronice pogodne, na wspomnienia nie pozbawione pewnego humoru.
Nieraz zresztą właśnie takie śmiesznostki zasługują na szczególną uwagę, gdyż uważna analiza ich może być bardzo pouczająca. Na dowód tego powtórzmy sobie choćby opis spotkania uczonego przyrodnika Forbesa z małym zwierzątkiem, które to spotkanie, aczkolwiek niewinne w skutkach, wywarło jednak głęboki wpływ na intelekt tego zasłużonego badacza.
Widać to wyraźnie po przejęciu, z jakim opisuje on całą tę sprawę w swych pamiętnikach. Rzecz zaczęła się od tego, że badacz nasz uganiał się pewnego pięknego poranka po puszczy w zachodniej części Jawy, polując zawzięcie na motyle. W pogoni za pewnym rzadkim okazem zapędził się w gęstwinę kolczastych krzewów, ku „wielkiej szkodzie ubrania i przyrządów naukowych“, jak sam szczerze przyznaje. W końcu gęsta ściana roślinności, najeżona kolcami, położyła kres pogoni i zmusiła zapaleńca do zatrzymania się. Jakaż była jednak jego radość, kiedy ochłonąwszy nieco, zauważył, że niedaleko od niego siedzi na liściu piękny motyl! Nieco dziwne było tylko miejsce, które obrał sobie do spoczynku ów owad. Siedział bowiem na grudce kału ptasiego. Chcąc zbadać bliżej tę sprawę, wprawny łowca począł zbliżać się ostrożnym krokiem, w ciągłej obawie, że cenny okaz spłoszy się i uleci. Zdziwienie uczonego wzrosło, gdy motyl pozwolił mu podejść całkiem blisko i nawet chwycić się w palce. Lecz w tej chwili nastąpiło przykre rozczarowanie: tylko pół ciała motyla uniosły żądne zdobyczy palce, druga połowa pozostała na ekskrementach. Zaskoczony uczony nie mógł powstrzymać się od dotknięcia tych ostatnich koniuszkiem palca. I wówczas jego rozczarowanie zamieniło się w zachwyt, bezinteresowny zachwyt poszukiwacza prawdy, który cieszy się nowym odkryciem nawet wówczas, gdy sprzeciwia się ono jego interesom.
Rzekoma grudka kału okazała się bowiem pająkiem, leżącym na grzbiecie i trzymającym w przyciśniętych do brzucha odnóżach szczątki motyla. Wygląd jego tak dalece przypominał świeży kał ptasi, że nawet czujne oczy wprawnego badacza uległy złudzeniu. Brzuch pająka był barwy kredowo-białej z kilku czarnymi plamami, co jak wiadomo odpowiada ściśle barwom ekskrementów ptasich. Zaokrąglony kształt ciała potęgował jeszcze złudzenie.
Gdy po przelocie jakiegoś ptaka grudka świeżego kału upadnie na powierzchnię liścia, wypływa z niej zwykle kropla wilgoci, która spływa nieco w kierunku pochyłości liścia i potem wysycha z pozostawieniem jaśniejszej plamy na zielonej powierzchni. Otóż i ten szczegół został uwzględniony w zwodniczym naśladownictwie pająka. Do wytworzenia tej plamy użył on dowcipnie — swej przędzy. Zamiast bowiem budować rozległą sieć, jak inne pająki, pokrył on tylko tkaniną nieco powierzchni liścia, naśladując przy tym ostre kontury wyschniętej kropli z wydłużeniem w kierunku pochyłości liścia. W środku plamy usadowił się następnie, brzuchem do góry, trzymając odnóża w pogotowiu, zamaskowany przed wzrokiem przyszłych ofiar.
Przypuszczenie jakoby pająki z rodziny Thomisidae odznaczały się poczuciem humoru, jest raczej mało prawdopodobne. Tak czy owak możemy być chyba pewni, że niektóre z nich nie po to wykształciły w sobie drogą mozolnej i powolnej ewolucji podobieństwo do ptasiego kału, by zażartować z poczciwego przyrodnika.
Można jednak zwodzić kogoś nie tylko dla żartu. Uprzytomnijmy sobie, że pająki są drapieżcami czatującymi na zdobycz. Nie wszystkie umieją polować przy pomocy sieci, niektóre chwytają się innych sposobów. Grudka kału jest czymś, co nie tylko nie wzbudza strachu wśród drobnych owadów, ale może nawet działać przyciągająco na te spośród nich, które szukają wilgoci. Przystosowaniem swym zyskuje więc drapieżca podwójną korzyść: staje się niedostrzegalny i jednocześnie tworzy coś w rodzaju żywej pułapki.
Niezliczone są gatunki zwierząt, u których stwarzanie fałszywych pozorów należy do zasadniczego programu życiowego. Podobnie jak w świecie ludzkim, drapieżność i zaborczość starają się tu nieraz przybrać maskę niewinności, podczas gdy istoty słabe i nieszkodliwe udają moc i zaczepność, by zastraszyć swych przeciwników. Zwierzęta takie nie różnią się zachowaniem wiele od dzikich wojowników, którzy malują się jaskrawymi barwami „wojennymi“ i nawet nakładają maski, nadające im przerażający wygląd w celu wywołania lęku w sercu wroga. Któż z nas nie pamięta szczęśliwych lat dziecinnych, kiedy za przykładem czerwonoskórych Indian ubieraliśmy się w kolorowe pióra, wstępując na ścieżkę wojenną? Wydawaliśmy się wtedy sami sobie bardzo groźni, nie wiedzieliśmy jednak, że zabawy nasze wzorują się na owych wielkich grach dzikich ludów i zwierząt, gdzie stawką jest życie, a przegrana oznacza śmierć.