Parlament intelektualistów
Oto w trzy lata po najstraszniejsze i najkrwawszej z dotychczasowych wojen, ludzkości zagraża ponownie niebezpieczeństwo konfliktu zbrojnego. Widok norymberskich szubienic na krótko tylko zahamował złowieszczą kampanię podżegaczy wojennych. Przyodziawszy się w togi obrońców wolności, przybrawszy ton moralizatorów i mentorów, sieją po świecie panikę i podsycają histerię wojenną. Głosząc fałszywy mit wyższości systemu społecznego dnia wczorajszego nad nowymi formami bytowania, pragną podporządkować sobie wszystkie narody.
Sprawa obrony pokoju, obrony kultury stała się centralnym zagadnieniem całej ludzkości. Niewielka jest w istocie grupa tych, co jawnie głoszą konieczność wojny, w oczekiwaniu, że przyniesie im ona nowe stosy złota, ale olbrzymia jest ilość tych słabych umysłów, co sterroryzowane — wierzą, iż wojna jest nieuchronna. Ludzie, dla których nowy konflikt oznaczać może jedynie śmierć, zniszczenie i głód, pozwolili wsączyć w swe dusze jad niewiary, pesymizmu i obojętności Przyglądając się zawiłej grze dyplomatów i polityków, słuchając zewsząd, nieraz ze strony najmniej spodziewanej, zapewnień i deklaracji o dobrych i szczerych intencjach, stracili orientację i nie widzą prawdy, która jest jedna, nie odróżniają obłudy od szczerości, a pozorów od istoty zagadnienia.
Tym milionom skołatanych, wszystkim wątpiącym i zobojętniałym na losy świata, w którym żyją — przyniósł nową nadzieję i nową wiarę Światowy Kongres Intelektualistów, obradujący w polskim mieście Wrocławiu w okresie od 24 do 28 sierpnia. Olbrzymie znaczenie tego kongresu nie zasadza się bynajmniej w tym, że mówił o pokoju i deklarował gotowość jego obrony. Nawet oczywiści i jawni podżegacze wojenni nie posunęli swego cynizmu tak daleko, aby nie czynili tego samego przy każdej okazji. Waga kongresu wrocławskiego polega w pierwszym rzędzie na tym, że wskazał źródła wojny, napiętnował tych, co do niej dążą, i wykazał niedwuznacznie, gdzie należy stanąć, aby pokój obronić.
Zebrało się we Wrocławiu kilkuset najwybitniejszych działaczy nauki i sztuki. Przybyli tu z całego świata. Przynieśli z sobą różne zapatrywania, odmienne tradycje i wierzenia. Niejeden z organizatorów Kongresu miał wątpliwości, czy to wielojęzyczne zgromadzenie mędrców zdoła znaleźć wspólny język, czy zdoła porozumieć się między sobą po latach braku kontaktu, czy można będzie doszukać się słów i sformułowań, które będą do przyjęcia dla wszystkich.
Okazało się, że obawy te były płonne. Z wyjątkiem małej grupki uczestników Kongresu, której patronował przewodniczący UNESCO, prof. Huxley (przed głosowaniem nad deklaracją opuścił niepostrzeżenie Wrocław) oraz prof. Taylor z Oksfordu, intelektualiści 45 narodów zdołali znaleźć platformą porozumienia i odwinąć prawdę z bawełny kłamstw i omamień. Okazało się, że naukowcy i artyści zdołali porzucić „wieżę z kości słoniowej“, w której zamknęli się przed laty. Od słów powitalnych, wygłoszonych przez Jarosława Iwaszkiewicza, do serdecznych słów „do widzenia, panowie“, wypowiedzianych przez Aleksandra Fadiejewa na zakończenie obrad, Kongres był niemal bez przerwy rozprawą przeciwko imperializmowi. I nie stało się to, jak przypuszczali niektórzy, tylko z powodu intencji lub sugestii gospodarzy Kongresu. Przyczyn takiego przebiegu dopatrywać się należy w fakcie, że nie można oddzielić spraw kultury od spraw „polityki“, nie można mówić o twórczej pracy umysłowej artysty i naukowca w oderwaniu od zagadnień wstecznictwa i postępu; nie można nie używać słów „imperializm“ i „faszyzm“, gdy pragnie się zobrazować sytuację pisarza czy naukowca w Grecji, Palestynie, Indonezji lub w krajach Ameryki Łacińskiej.
W roku 1945 ukazała się w Ameryce książka Emery Reves’a p. t. „Anatomia pokoju“ dająca wyraz tendencjom i nadziejom imperialistycznych kół amerykańskich. Autor usiłuje wykazać w tej książce, że jedynym wybawieniem dla ludzkości jest zgoda na stworzenie światowego imperium pod kierownictwem Stanów Zjednoczonych. Wychwala bezkrytycznie amerykański liberalizm, stawiając go za wzór wszystkim narodom i państwom. Chciałby narzucić światu „pax americana“. Rozważania Revesa nie są ani naukowe ani poważne. Próby utworzenia imperium światowego nigdy nie przynosiły pokoju.
Czym byłoby wymarzone przez Revesa imperium światowe? Więzieniem dla wszystkich narodów. Czym jest zachwalany liberalizm amerykański? Jest moralnością lisa, który może swobodnie poruszać się w kurniku, gdzie kury niby też mogą poruszać się swobodnie. Jak nazwać ludzi głoszących taką ideologię, jeśli nie imperialistami?
Ale nie oni reprezentują naród amerykański. Ludzie, którzy skupiwszy w swych rękach olbrzymie zasoby materialne, chcą podporządkować swej woli cały świat, dążą również do oszukania i zgnębienia własnego narodu. Przestrzegają swoich ziomków przed „obcymi agenturami“, po to, aby tym łatwiej nabić kabzy. Czysto amerykańskie towarzystwo naftowe „Aramco“ sprzedawało naftę w 1941 r. Japonii (!) po cenie 70 centów za baryłkę, pobierając jednocześnie od rządu swej własnej ojczyzny 1,50 dolara za baryłkę. Niektórzy kierownicy tego przedsiębiorstwa zasiadają obecnie w „Komisji do Badania Działalności Anty amerykańskie j “ i wydają patenty na patriotyzm. Ludzie, którzy zamykają pod kluczem swych czołowych pisarzy, nie będą się krępowali zniszczyć Louvre czy Galerię Uffici — powiedział na Kongresie wrocławskim Ilia Erenburg.