Ofensywa na raka
Jeżeli drzemie w duszach praktykujących lekarzy choćby iskierka mściwości i bojowego rytmu, winni oni niezwłocznie ukuć spisek, zorganizować sprzysiężenie, zwołać wici, uderzyć na alarm, ogłosić stan oblężenia, dmuchać w bojowe surmy lub co najmniej powołać do życia Obywatelski Komitet Pań Doktorowych do walki. Istotnie do walki.
Do jakiej walki? Postąpiłbym wbrew opinii kół lekarskich, zaspokajając natychmiastową odpowiedzią ciekawość Czytelnika. Wzmagałbym karygodnie degenerację jego systemu nerwowego. Należy wyzbyć się zachłanności i gwałtownego pośpiechu w naszych aktach psychicznych — powiadają neurolodzy, psychiatrzy i cała dostojna plejada. Szkodzi to brzuszkowi, osłabia bicepsy, rozkręca śrubki.
O znaczeniu tych śrubek zapyta chyba tylko naiwny.
Gadu. gadu. a my wciąż nie wiemy, na jakie to ciosy Skcmitetowane Obywatelskie Panie Doktorowe ma;= swe bohaterskie piersi nadstawiać. Niestety, chronometr nakazuje jeszcze kilka minut cierpliwości. Dla zabicia czasu opowiem o panu Kroninie, który z angielska pisze się Cronin, był niegdyś lekarzem, ale stwierdziwszy, że nie jest to odpowiedni zawód dla niego, wyszedł ze swego gabinetu przyjęć, zatrzasnął starannie drzwi, usiadł na stoliku w kuchni (małżonka udała się w tym czasie do miasta po zakup ziółek…. pędnych) i napisał powieść pod wojowniczym tytułem „Cytadela“.
Stop. Najwyższy już czas rozwikłać ponurą tajemnicę, otaczającą Waleczny Komitet Obywatelek Pań Doktorowych. Do jakiejże walki mają wystąpić? Właśnie przeciwko pomienionemu Croninowi vel Kroninowi i jego „Cytadeli“. W tej powieści podzielono bowiem lekarzy na dwie grupy: praktykujących i klinicystów, przy czym pierwszych uznano z woli autora za szalwierzy (nowotwór = szalbierz + balwierz), a drugich za ludzi godnych uwagi i szacunku.
W tym momencie obwieszczam gromkim i donośnym głosem całemu światu a lekarzom praktykującym w szczególności, że z pomienionym Croninem vel Krosinem nie mam, nie miałem i mieć nie zamierzam nic wspólnego, że jego poglądów nie podzielam, ba — skłonny jestem nawet symulować lekkie zawoalowanie szczytów mózgowych i twierdzić, że w ogóle nie rozumiem o co mu chodzi. Ciało moje jest słabe. Mam maleńką litanię dolegliwości i na Kron… osa nie chciałbym widzieć zatrzaśniętych drzwi do gabinetów wszystkich lekarzy praktykujących na kuli ziemskiej. Co prawda zostałyby jeszcze otwarte ramiona klinicystów, lecz ci, zbyt lubieżnie eksperymentując, widzą w pacjencie królika doświadczalnego, z którym powinowactwo nie bardzo mi odpowiada.
Zaledwie napisałem ostatni wyraz, a oto wzrok mój utkwił na doniesieniu, które kłam zadaje moim własnym słowom.
Dr Morris Belkin z Medical College w Południowej Karolinie, przeprowadzający badania nad skutecznością podophyliny w leczeniu raka, bynajmniej nie spieszy z zastosowaniem tego (trującego) środka w klinice, poprzestając na doświadczeniach 7 myszami.
Podophylina podobnie jak penicylina i wiele innych odkryć laboratoryjnych jest dzieckiem przypadku. Ściślej mówiąc, nie ona sama lecz jej przydatność w leczeniu rak?.. Prawda, że podophylina była umieszczona na liście tych substancyj, które miano poddać zbadaniu, czy i w jakiej mierze posiadają one własności rakolecznicze, ale zwykły przypadek, a raczej – wypadek w laboratorium
zdziałał, że dostała się ona poza kolejką do probówek, gdzie się znajdowały kultury tkanki rakowej i tkanki zdrowej. W ten sposób wykryto (przedwcześnie), że podophylina wstrzymuje rozwój nowotworu złośliwego, a równocześnie nie niszczy zdrowej komórki. Niestety — powiedział dr Richard Ormsbee — nie można będzie wypróbować tego leku na ludziach, jak długo nie uda się oddzielić i usunąć jego składników trujących.
Dr Konrad Dobriner i dr Cornelius P. Rhoads z Manhattan Hospital nie czekają na wynik prac kolegi z Południowej Karoliny i na własną rękę prr wadzą badania nad rakiem. Twierdzą oni, że poczynili postępy, mogące zaważyć na przyszłych losach walki z nowotworem złośliwym.
Od dawna już usiłowano wpaść na trop zależności raka od hormonów. Oto po pięciu latach intensy-wnych poszukiwań udało się wy-mienionym klinicystom wykryć w ^ moczu chorych na raka substancję ‘ hormonalną, którą określili mianem „składnika 18“. Składnik ten znajduje się w moczu nieomal wszystkich chorych na raka, prawie nigdy natomiast u ludzi zdrowych. W jednym wypadku badacze stwierdzili istnienie „składnika 18“ już na kilka miesięcy przed pierwszymi objawami choroby. Fakt ten mógłby mieć olbrzymie znaczenie dla diagnozy, gdyby nie okoliczność, że nowood-kryta substancja hormoralna występuje również w moczu ludzi cierpiących na niektóre inne dolegliwości, między innymi przy nadciśnieniu.