O niekontrolowanych uczuciach i nieprzemyślanych działaniach
Jednym z najpotężniejszych czynników, wpływających na działanie zarówno w sensie dodatnim jak i ujemnym, jest silne uczucie, które nazywamy wzruszeniem.
Zapał do wiedzy może skłonić ucznia do pokonania poważnych nieraz trudności, a uczonego może pobudzić do niewiarygodnych nieraz wysiłków i ofiar. Wzruszenie artystyczne stworzyło arcydzieła, a entuzjazm zbiorowy dokonał wzięcia Bastylii.
Wzruszenie można by nazwać dynamitem psychicznym, który — tak jak dynamit fizyczny — może być użyty zarówno do celów konstrukcyjnych jak i destrukcyjnych.
Pomimo ogromnej wartości wzruszeń dla życia ludzkiego, nie wolno zamykać oczu również na ich wpływy ujemne, niszczycielskie wobec kultury. Poznanie i opanowanie zgubnych wzruszeń lub — co jeszcze lepsze — ich uwznioślenie — jest miarą postępu intelektualnego i moralnego ludzkości.
Olbrzymią szkodę wyrządziły ludzkości przesądy zabobony.
Zabobon — to ślepa wiara w magiczny związek między zjawiskami, którego nie potwierdza żadne doświadczenie, żadne badanie naukowe.
Początki kultury ludzkiej obfitują w zabobony.
W starożytnym Egipcie i w Chaldei należy do nich wiara w proroczą rolę snów, która po dziś dzień nie wygasła i u nas.
W Babilonii i Asyrii terenem zabobonu jest astro logia, pseudonauka o rzekomo obliczalnym wpływie gwiazd na losy jednostki ludzkiej.
Babilończycy wierzyli w tak zwane „dnie ponure“. Należał do nich siódmy, czternasty, dwudziesty pierwszy i dwudziesty ósmy dzień każdej „luny“ (miesiąca). Królowi nie wolno było wówczas nic przedsięwziąć, wieszczbiarze odmawiali wróżb, lekarze nie zbliżali się do chorych.
Ale wręcz straszną datą był 19. Pisano ją: „20 — 1“.
Czy nie spostrzegają Czytelnicy uderzającej analogii między ową zamierzchłą epoką, a naszymi „oświeconymi“ czasami, w których przemianowuje się „trzynastkę“, by nie ulec wypadkowi? (Patrz o tym niżej)
W Grecji starożytnej zabobon wyraża się między innymi w powszechnej wierze w przepowiednie słynnej wyroczni delfickiej, której kapłanka Pytia w stanie zamroczenia wygłaszała urywane zdania o bardzo ciemnym sensie. Ton brak wyraźnego sensu ratował oczywiście Pytię od kompromitacji, bo pozwalał dowcipnym interpretatorom zawsze przykrawać jakoś jej przepowiednie do zdarzeń, które następowały.
W Rzymie starożytnym pielęgnują zabobon ludu tak zwani augurowie, kapłani, trudniący się badaniem woli bogów w sprawie ważnych posunięć państwowych za pomocą oglądania lotu ptaków lub — po ich zabiciu — ptasich trzewi.
Bardzo pouczające widowisko rozpętania zabobonów i związanych z tym okrucieństw dają nam wieki średnie.
W roku 1487 inkwizytor niemiecki Sprenger wydał słynne dzieło pt. „Malleus maleficarum“ („Młot czarownic“), zaciekle zwalczające czarownice i płomiennie nawołujące do masowego palenia ich na stosach.
Trzeba zaznaczyć, że opinia ciemnego i sfanatyzowanego społeczeństwa ówczesnego wcale nie czekała na tę wysoką zachętę, lecz od wielu wieków paliła już biednych, najczęściej chorych ludzi, posądzonych o czary; o niszczenie płodu w łonach matek, o wywoływanie pomoru wśród ludzi I bydła, posuchy i nieurodzaju, pożaru i nagłej śmierci.
Czarownikom przypisywano doprawdy cudowne umiejętności: mieli oni umieć powodować powolne konanie jakiejś dostojnej osoby, na przykład króla, przez ulepianie jego figurki z wosku i wolne roztapianie jej w ogniu; a w razie potrzeby potrafili, jak wierzono, sprowadzić nagłą śmierć swej ofiary, przez wsadzenie rozżarzonej igły w pierś jej woskowej podobizny.
Wskazywano nawet dokładne cechy, wyróżniające pewne typy czarowników. Wilkołaki na przykład, to jest czarownicy, rzekomo błądzący po nocach w postaci wilków, wysysający krew z ludzi żywych i pożerający trupy — mieli być rozpoznawani w świetle dziennym po wystających zębach i cuchnącym oddechu. Łatwo wyobrazić sobie, ilu nieszczęśliwych, chorych ludzi padło ofiarą tego strasznego zabobonu.
Jeszcze w czasach Odrodzenia mówił słynny lekarz, alchemik i mag. Philippus Aureolus Theophrastus Bombastus Paracelsus von Hohenheim (to wszystko — jedna osoba), że epileptyk jest widocznym świadectwem wcielenia się diabła.
W głębokiej starożytności ludzie byli przekonani, że do mózgu epileptyka dostał się zły duch i wiercili w czaszkach nieszczęśliwców otwory, aby miotający się w nich szatan znalazł nareszcie wyjście
Czasy nowożytne nie likwidują zabobonów.
W XVII wieku w Anglii wierzono, że jeżeli popiołem spalonego rogu jednorożca zakreślić krąg dokoła pająka, to przez to uniemożliwi mu się ucieczkę. Przekonanie to było tak mocne, że najwięksi ówcześni przyrodnicy (bodajże w tej liczbie Izaak Newton i Robert Boyle) musieli poddawać je sprawdzeniu eksperymentalnemu!
Wiara w samorództwo była powszechna. Wierzono na przykład, że rój pszczół wylęga się z rogów młodego byczka, pochowanego w pozycji stojącej. Wierzenia te ujął w „naukową“ formę angielski przyrodnik Ross, publikując następujące oświadczenie: „Ten, kto wątpi, iż pszczoły i osy rodzą się z łajna krowiego, wątpi jednocześnie o doświadczeniu naszego rozumu i naszych zmysłów. Nawet tak złożone stworzenia, jak myszy, nie potrzebują do swych urodzin rodziców. Kto nie wierzy, niech pojedzie do Egiptu, a ujrzy tam pola, pokryte myszami, zrodzonymi z mułu Nilu i będącymi klęską mieszkańców“.