Lekcja geografii i zoologii w epoce saskiej
Gdy wyślemy myśl w dalekie światy, za wysokie góry, szumiące morza, szafirowe lub lodowo – białe oceany, to nie trudno nam je sobie wyobrazić.
Przeczytaliśmy przecież wiele powieści podróżniczych, uczyliśmy się w szkołach geografii, a gdy i wiadomości swe pragniemy uzupełnić, kładziemy przed oczy mapę, bierzemy pierwszy lepszy podręcznik, w którym kraje, miasta, góry i rzeki dokładnie są ¡opisane i wyliczone.
Inaczej było w epoce, o której pisać zamierzamy.
Były to jeszcze czasy Robinzona Kruzoe, wysp i krajów nieznanych, nieulękłych misjonarzy i równie zuchwałych korsarzy, którzy więcej od zwykłego podróżnika mogli opowiedzieć o szerokim świecie. Wielkie, ozdobne globusy, o które w szkołach łatwo nie było, roiły się od nieścisłości i od pustych plam.
W roku 1740 w bibliotekach, zamkach pańskich i modrzewiowych lub jodłowych dworach poiawiła się ilustracjami i mapami ozdobiona księga, która przez niejeden lat dziesiątek miała służyć jako popularny podręcznik geografii. Napisał ją, czerpiąc także obficie z dzieł cudzoziemskich i poświęcił „z prawdziwą żarliwością“ „Najjaśniejszemu i Najpotężniejszemu“ Augustowi III — ksiądz Władysław Łubieński, scholastyk krakowski, późni-ej wielki dygnitarz kościelny.
Tytuł księdze swej nadał: „Świat we wszystkich swoich częściach większych i mniejszych, geograficznie, chronologicznie i historycznie określony“.
Wiele zaszło zmian od tej pory. Wyobraźmy sobie dziś lekcję, według podręcznika ks. Łubieńskiego, w krótkim zestawieniu pytań i odpowiedzi. Jakże państwa i narody zmieniały swą potęgę kolejno i jak to z naszymi pojęciami się nie zgadza. Oto w fotelu, krytym skórą tłoczoną w kwiaty, siedzi uczony ksiądz preceptor, a przed nim stoi miły młodzik z podgoloną czupryną, który choć jest chlubą kolegium, zazdrośnie czasem kieruje spojrzenie ku towarzyszom, grającym za oknem w palcaty, lub biegnącym śpiesznie pod studnię z zakrwawionym nosem.
— Uważaj mości paniczu! Odpowiedz mi jaką znasz w Europie potencję najmocniejszą, której wszyscy się lękają?
— Szwecję.
— Dobrze. Cóż wiesz o niej więcej?
— Rządzi tam Ulryka Eleonora po królu Karolu XII.
— Czymże on nam pamiętny?
— Sprawił w Polszczę rewolucję i zostawił po sobie wiele ruin dotychczas widocznych. Szwecja ma, prócz własnych posiadłości, liczne kraje zdobyte w Norwegii, Niemczech oraz Moskwie odebrane. Zimne jej powietrze zdrowe jest dla mieszkańców, którzy żyją do stu lat albo i stu dwudziestu.
— Czy Szwecja jest także najpotężniejszym państwem morskim?
— Każdy wie, że w mocy morskiej prym prowadzi Holandia. Nie tylko posiada najliczniejszą flotę, ale i największy port w świecie — Amsterdam, który bogactwem wszystkie inne przewyższa i wypełniony jest zawsze nieuwierzoną ciżbą cudzoziemskich okrętów.
— Wymień mi miasta w Europie najludniejsze!
— Na czele postawić muszę Rzym, zwany też miastem świętym, stolicę państwa, należącego do papieża, zgromadzenie wszystkich kardynałów i jenerałów zakonu. Nie przestaje być najozdobniejszym, najpoważniejszym i najpierwszym w Europie. Katolików mieszka w nim stale około 300 tysięcy. Bram w murach ma 18, kościołów 300. Również wspaniałym miastem jest Paryż. Liczbę kamienic w nim obliczają na 50 tysięcy, zaś liczbę kuf wina, które mieszkańcy rocznie wypijają — na 300 tysięcy. Wielka także jest Moskwa, bardzo ładna i handlowa, mieszkańcy jej ustawicznie kąpią się w wannach suchych i mokrych.
— A które z miast w krajach niemieckich uchodzi za najważniejsze? Berlin, Wiedeń?
— Nie są to grody zbyt obszerne, choć Wiedeń zwłaszcza słynie dobrym powietrzem, wesołym położeniem i wielu pięknymi budowlami. Nie może jednak co do wielkości iść w paragon z Pragą, położoną w Czechach czyli Bohemii.
Następuje chwila milczenia, podczas której ksiądz nauczyciel błogo się uśmiecha, rad, że uczeń tak dobrze orientuje się w geografii, ale ów spogląda z rozpaczą, że koledzy, zdziwieni jego zbyt długim egzaminem odeszli w głąb ogrodu. Co tam robią? Otrząsają śliwy, grają w piłkę? Toteż nie bardzo zwraca uwagę na następne pytanie:
— Jakie mi wymienisz najpotężniejsze mocarstwo kolonialne?
— Anglię!
Preceptor aż drgnął z oburzenia, więc uczeń szybko się poprawia:
— Portugalię.
— Dobrze. Co wiesz o niej?
— Powietrze ma zdrowe, obfituje w kruszcce, sól, w owoce południowe oraz konie szacowne. Ale o bogactwie jej stanowią ogromne kolonie we wszystkich częściach świata. Nie należy się przeto dziwić, że król jej z większą wspaniałością występuje, niźli nawet hiszpański, również jeden z najpotężniejszych monarchów świata. Portugalczykowie stroją się w czarne płaszcze, szpady i puginały. Kochają króla, szanują cudzoziemców i słyną z animuszu wojennego.
— Czego zaś mościdzieju powinieneś pozazdrościć Szwajcarom?
— Tego — padają poważne słowa — że każdy obywatel tameczny — pan, szlachcic, mieszczanin i chłop — konserwuje się zawsze w gotowości z wszelakim porządkiem na wojnę, przeto o wolność swą nie potrzebuje się lękać!
Słońce świeci, jabłka się w sadzie czerwienią, nieugięty ksiądz nie wypuszcza jednak chłopca, który, jak sądzi, zostanie chlubą jego szkoły, więc na dzień zwykły oszczędza mu dyscypliny z kozim rożkiem, lecz co sobota każe dawać mu na kobiercu lanie, dla zachęty. Przyświeca mu przykład wielkiej Sparty i twardego wychowania przyszłych obywateli. Z jego znajomości geografii jest zadowolony, lecz wyszła oto teraz znakomita książka o gospodarce rolnej, napisana przez Imć Pawła Haura, powtórzona w nowym wydaniu, opracowanym i zmienionym *). Wiadomości z geografii dobrze jest uzupełnić lekcją z zoologii. Słychać zatem nowe pytanie:
— Widzę mościpanie, że o świecie już będziesz mógł rozprawiać, jak politycznemu młodzianowi przystało i nawet na dworze wojewody, wśród uczonych i statystów potrafisz błyszczeć wiedzą i dowcipem. Zobaczysz tam może jednak wielbłąda sprowadzonego z Turcji dla większego przepychu i parady, może simię czyli małpę od majtka w Gdańsku zakupioną, może nawet na kościelnych wrotach przybitą skórę smoka. Cóż o tobie sądzić będą, jeśli o onych zwierzach nic nie zdołasz opowiedzieć. Przejdźmy zatem do zoologii.