Jaki jest twój stosunek do własnej powierzchowności?
Mój drogi przyjacielu! zapewne to modne wieszadło na kapelusz i bardzo wygodne!
Z emfazą: Żaden wiatr cię, o ty nosie walny, nie zdoła zakatarzyć, chyba borealny! Tragicznie: Krew zeń morzem wycieka Czerwonym!
Lirycznie: Czy to koncha, a waćpan Trytonem! Z podziwem: Coś takiego rzadko się wydarza, cóż to byłby za pyszny szyld dla perfumiarza! Naiwnie: kiedyż zwiedzać można ten budynek? Z respektem: to się zowie szczytem wchodzić w rynek!
Po sielsku: Hę? To nosem ma być ta przylepa? To chyba mały arbuz albo wielka rzepa! Wojskowo: W kawalerię skierować to działo! Praktycznie: Na loterię puścić by się zdało!
Z pewnością wielki los by wygrał, drogi panie! Lub wreszcie, przedrzeźniając Pyramowe łkanie:
To nos, co rysów władcy swojego harmonię zakłócił i dlatego ten zdrajca tak płonie!
(Przekład Jana Kasprowicza)
Autokarykatury Toulouse-Lautrec‘a, Grottgera, Matejki świadczą o tym, że ich twórcy umieli się zdobyć, przynajmniej w pewnych okresach lub chwilach swego życia na stosunek humorystyczny do własnej powierzchowności.
Wyodrębniliśmy parę typów stosunku do własnej powierzchowności. Być może prócz nich istnieją jeszcze typy inne, które z czasem zostaną wyodrębnione i opisane. Dodajmy jeszcze, że, tak jak wszystkie typy, typy opisane przez nas rzadko spotykają się w postaci czystej: zwykle w poszczególnych jednostkach w różny sposób mieszają się one ze sobą.
U tego samego człowieka stosunek do własnej powierzchowności może się zmieniać z biegiem czasu.
Michał Anioł oscyluje długo między stosunkiem nienawistnym a humorystycznym do własnej powierzchowności.
W humorystycznym poemacie, napisanym między 33-im a 35-ym rokiem życia, w czasie malowania sklepienia kaplicy Sykstyńskiej, żartuje z ułomności, których nabawił się podczas tej pracy:
Mam już od znoju wole…
I brzuch mój gwałtem zbliża się do brody.
Z brodą wzwyż, czaszkę mam od niewygody Na plecach, wklęsłą pierś …
Lędźwie się moje wtłoczyły wgłąb ciała,
I przeciwwagę krzyżom czynią z tyłu.
Za długa skóra z przodu mi zwiotczała,
Zaś od przeginań z tyłu się skurczyła,
Napięty jestem jako łuk syriacki.
Przeważnie jednak cierpiał nad tym, że był brzydki, do czego przyczyniło się zwłaszcza zmiażdżenie mu w młodości nosa przez kolegę w czasie sprzeczki. „Dla takiego człowieka, jak on, rozmiłowanego bardziej, niż ktokolwiek inny, w pięknie fizycznym, była brzydota hańbą“ (R. Rolland).
Upokarzające poczucie własnej brzydoty znalazło wyraz w kilku wierszach, pisanych między 63-im a 67-ym rokiem życia do Wiktorii Colonny.
W jednym z nich pisze:
Niech ciało me, choć szpetne,
W raju, jak tutaj, zostanie przy tobie:
Serce, co kocha, równe lic ozdobie.
W innym zaś:
Snąć nieba gniew utyska,
Ze w pięknych oczach twych tkwię szpetnolicy.
W jeszcze jednym wierszu do Wiktorii Colonny powiada, że mógłby namalować lub wyrzeźbić twarze ich obojga, tak że i w tysiąc lat po jego zgonie świat ujrzałby jej piękność i jego brzydotę.
Mniej więcej w tym samym czasie, około 65-ego roku życia, Michał Anioł tworzy swą bolesną auto-karykaturę, przedstawia swe rysy zniekształcone jakimś potwornym grymasem — na zdartej skórze, którą trzyma w jego malowidle „Sądu Ostatecznego“ św. Bartłomiej.
Między 71-ym a 75-ym rokiem życia Michał Anioł z gorzkim humorem wspomina o swym wyglądzie w wierszu, w którym opisuje swe ówczesne życie w Rzymie:
Głos mój jak szerszeń w naczyniu uderza, Kości i żyły mam w skórzanym worze…
Oczy zmętniały i spełzły w kolorze,
Zęby w klawisze instrumentu mienię,
Bo głos z ich ruchem dopiero wyjść może.
Musi oblicze me siać przerażenie…
(Wszystkie wiersze Michała Anioła podane w przekładzie Leopolda Staffa).
Dopiero między 75-ym a 80-ym rokiem życia Michał Anioł przedstawia po raz pierwszy siebie w sposób uszlachetniony i zmonumentalizowany, nadając swe rysy św. Mateuszowi w grupie „Pieta”, przeznaczonej do własnego grobowca. Jest rzeczą godną uwagi, że Michał Anioł, który podobieństwo w portrecie uważał za rzecz nieistotną i pozostawił po sobie jedynie niewiele utworów o charakterze portretowym, jeszcze w późnej starości miał potrzebę przedstawienia w ten sposób swych rysów — w zamaskowanym autoportrecie.
Stosunek młodziutkiego Grottgera do własnej powierzchowności ma rysy narcystyczne. Później, w miarę jak choroba jego czyni coraz większe postępy, w miarę,’ jak coraz bardziej chudnie i jak rysy mu się coraz bardziej zaostrzają, stosunek jego do własnej powierzchowności staje się humorystyczny.
Czy można mówić o tym, że w pewnych epokach i środowiskach ten lub ów stosunek do własnej powierzchowności jest szczególnie częsty? Wszelkie uogólnienia są tutaj nader ryzykowne. Wydaje się jednak, że postawa pogardliwa wobec własnego ciała musiała być szczególnie rozpowszechniona w późnej starożytności i we wczesnym chrześcijaństwie, w związku z panującymi podówczas nastrojami spirytualistycznymi i ascetycznymi. Natomiast stosunek narcystyczny do własnej powierzchowności był zapewne szczególnie częsty w epoce baroku, w epoce chciwego przeglądania się, w epoce, która lubowała się w salach i galeriach zwierciadlanych.
Jeszcze jedno ciekawe pytanie nasuwa się nam tutaj, mianowicie pytanie, czy istnieją jakieś związki między typami stosunku do własnej powierzchowności a typami charakteru i budowy ciała, opisanymi przez Kretschmera i jego kontynuatorów — Minkowską, Enkego, Brzezickiego Otóż wydaje się, że stosunek narcystyczny do własnej powierzchowności jest szczególnie częsty wśród skirtotymików, żyjących na zewnątrz i na pokaz (typ, wyodrębniony przez Eugeniusza Brzezickiego), że schizotymicy, żyjący przede wszystkim życiem wewnętrznym są bardziej od innych skłonni do pogardzania swym ciałem, że wreszcie cyklotymicy, ze swą miłością rzeczywistości i swym zmysłem humoru, są szczególnie skłonni do tego, by brać humorystycznie również swój własny wygląd zewnętrzny.