Jak zoopsycholog bada psychikę zwierzęcia?
Przypomnę czytelnikowi jedną starożytną legendę. Gdy Odyseusz wracał swoim okrętem z Troi na rodzimą Itakę, doznał po drodze wielu niebezpiecznych przygód. Zwłaszcza straszny był przejazd Cieśniną Mesyńską, której w owych czasach strzegły dwa potwory: wielogłowa Scylla, chwytająca i pożerająca każdego nieostrożnego, i straszliwa Charybda, której olbrzymi lej wciąga! całe okręty wraz z załogą. Tylko cudem zdołał Odyseusz uniknąć śmierci.
Takim Odyseuszem, wędrującym pomiędzy dwoma potworami, jest zoopsycholog. Wciąż zagraża mu podwójne niebezpieczeństwo. Jego Scyllą jest mechanizm, jego Charybdą antropomorfizm i wędrowiec niechybnie zgubiłby drogę, gdyby nie posiadał niezawodnego kompasu, wskazującego jego okrętowi prawidłowy kurs. Kompasem zoopsychologa jest jego wyszkolenie biologiczne.
Wyjaśnimy te pojęcia. Podobnie jak w innych dziedzinach przyrodoznawstwa, podstawową metodą zoopsychologii jest metoda porównywania. Zawsze porównujemy zachowanie się zwierzęcia z czymś i snujemy stąd wnioski.
Najpierw możemy postąpić radykalnie: odmówić zwierzęciu wszelkiej psychiki, jego zaś zachowanie się porównać z mechanizmem. Tak myślał wielki Descartes, tak sądzili Loeb i Verworn, tego zdania są niektórzy zoopsychologowie amerykańscy. Zwierzę uważają oni za wielce skomplikowaną maszynę, której czynności w każdym przypadku sprowadzić można do praw fizyki, chemii i mechaniki. Zrozumienie działań zwierzęcia nie wymaga wprowadzenia żadnych zasadniczo nowych pojęć, organizm jest układem sił i zależności, istniejących w przyrodzie także poza nim. Gdy ameba łyka cząstki pokarmowe, możemy naśladować to zjawisko przy pomocy kropli chloroformu, rozlanej płasko na szkiełku. Kropla taka zupełnie podobnie „łyka“ cząstki ciał, które zwilża, np. parafiny lub szelaku, zjawiskiem rządzi prawo napięcia powierzchniowego, nie mające nic wspólnego z psychiką. Gdy pająk przędzie swoją kunsztowną sieć, działają w jego ustroju precyzyjne mechanizmy, nastawione na dokładnie określoną, stereotypową czynność, która u wszystkich osobników tego samego gatunku przebiega jednakowo. Nie ma w tym żadnych momentów „psychicznych“ i brak jest wszelkich podstaw do twierdzenia, że pająk coś przy tym „przeżywa“. Po prostu działa skomplikowana maszyneria, celowa i przystosowawcza, jak wszystko, co się dzieje w ustroju żywym. Jeśli pies z głośnym szczekaniem rzuca się na nieznajomego, to nie idzie wcale o jego „gniew“, „wierność“, czy „poczucie obowiązku“, lecz zwyczajnie pies wykonywa odruch obronny. Jego działania są równie automatyczne, jak ruchy pływania zwierzęcia, wrzuconego do wody Pies nie broni mienia swego pana, broni on własnej skóry, jego organizm jest tak ukonstytuowany że na określone podrażnienie odpowiada celową reakcją. Zdolność jej wykonywania i celowego modyfikowania jest sprawą przystosowania, nabytego w długim rozwoju ewolucyjnym. Możemy wskazać drogi jakimi wędruje podrażnienie oka psa promieniami światła, odbitymi od postaci nieznajomego, jak załamuje się ono w mózgu i jak dociera do mięśni, wykonywujących reakcję agresji. Zachowanie się zwierzęcia można bez reszty rozłożyć na szereg stosunkowo prostych mechanizmów odruchowych, do których zrozumienia nie potrzebujemy wcale momentów psychicznych. Beer, Bethf i Uexkull zaproponowali nawet wprowadzenie nowej, tak zwanej obiektywnej terminologii w dziedzinie zachowania się zwierząt, która poprzestaje na stwierdzeniu bezspornych faktów, wyłącza zaś wszelką interpretację psychologiczną. Pies nie „widzi“ nieznajomego lecz „fotorecypuje“ go.
Wielu badaczy uważa ten punkt widzenia za jedynie naukowy. Nie jest jednak rzeczą trudną przekonać się, że mamy w tym przypadku do czynienia raczej z zewnętrznymi oznakami naukowości, z wielce uczoną terminologią, która imponuje, nie oddaje jednak istoty sprawy. Charakterystyczny jest w tym względzie zwrot użyty przez jednego z najwybitniejszych współczesnych psychologów amerykańskich, Dashiella. Gdy dziecko trzyletnie widzi, mówi Dashiell, że pies ze skomleniem drapie łapą drzwi, wie ono od razu, iż pies „chce wyjść“. Nie zarzucajmy dziecku braku naukowości, nie przypisujemy mu antropomorfizmu, introwersji. i wniosku przez analogię. Wszystko to byłoby o wiele za mądre dla trzyletniego dziecka, które po prostu stwierdza fakt biologiczny i za tym faktem pozostaje nam tylko podążyć.