Fizjologia twórczości
Anatole France miał zwyczaj stawiać na biurku karafeczkę wina, gdy zabierał się do tygodniowego felietonu dla dziennika „Temps“, i pokrzepiał się w ciągu pracy, tak często niewygodnej dla jego lenistwa. Raz zdarzyła mu się przygoda. Pomylił się w karafkach i wyjął z kredensu koniak. Zanim umoczył pióro w atramencie, wychylił szklaneczkę złocistego płynu. Przeżył chwilę rozpaczy: cóż się stanie z felietonem, gdy mocny trunek zacznie działać? Ale nie było już czasu do namysłu. Pisał. Pióro leciało jakby niesione nawałnicą- Po godzinie felieton był skończony, zabrał go chłopiec z drukarni, a France poszedł spać. Nazajutrz, w redakcji, powiedziano mu że Hebrard, redaktor naczelny, chciałby go widzieć. Pukając do jego gabinetu, France był pewien że wyjdzie stamtąd z dymisją, wyszedł natomiast z podwyżką pensji. Była to nagroda za werwę, której się po nim nie spodziewano.
Koniak może nigdy więcej nie miał sposobności oddać literaturze takiej przysługi. Razem z wódką dokonał wielkich spustoszeń. Ileż talentów utonęło w kieliszku! W kole Przybyszewskiego pijaństwo było przykazaniem (oczywiście szatana) i drogą do sławy — wyborna sposobność dla snobów i grafomanów, którzy litrami wódki zdobywali sytuację literacką. Kto widział Przybyszewskiego w ostatnich latach życia, żałosną postać trzęsącego się pijaczyny, jakby wywołaną z kart Dostojewskiego, łzawego, wylewnego-, skłonnego do uścisków, bełkocącego słowa bez związku, kto czytał jego Regno doloroso, pisane w tym smutnym okresie pokuty za zmarnowany wiek męski, książkę przerażającą niechlujstwem i nonsensem, mógł widzieć rozkład talentu, który zataczając się szukał swej drogi na manowcach. Takich jak on alkoholików znajdzie się w każdej literaturze XIX wieku. Byli oni zmorą tej epoki- Szły od nich bałamutne idee, załgane uczucia, ponure nastroje, nikczemny styl i zwyrodnienie języka. Verlaine jest bodaj wyjątkiem, Verlaine choć tak zatruty absyntem, zachował do końca iskrę wyższego ducha, którego tak niegodziwie w sobie poniewierał.
Oprócz predestynowanych pijaków, w alkoholu szukają ratunku talenty wyczerpar e lub słabnące, i może być on dla nich pewną podnietą. Oczywiście nic znakomitego w ten sposób nie powstaje, jest to zawsze tylko oszukiwanie siebie i stwarzanie pozorów czy złudzeń siły twórczej. Alkoholizm pojawia się najczęściej w okresie depresji, w rozpaczliwych czasach, jak w latach czterdziestych, za Cyganerii warszawskiej, łub w epokach oschłych i jałowych- Lecz poeci noszący w herbie kieliszek próbują go zamienić w tajemniczego Graala. Przybyszewski w „Moich współczesnych“ trudzi się nadać alkoholizmowi cechy mistycznych dreszczów, Cyganeria warszawska starała się oblec swoje pijaństwo w szaty obrzędowe — miał to być rodzaj wtajemniczenia, otwierającego im dusze darem jasnowidztwa.
Zdarzali się wśród pisarzy narkomani. Morfina, kokaina, opium, peyotl, nęciły najpierw ich ciekawość, potem stawały się niezbędne, .lako źródło egzaltacji, podniecenia, osobliwych wizji, olśniewających barw i świateł. Chociaż w ich liczbie zapisano nazwiska Baudelaire‘a i de Quinceya, zazwyczaj w te zatrute światy ciągną jednostki kruche i mętne, o rozstrojonych nerwach i wyczerpanej wyobraźni albo typy dekadenckie, żyjące w cieniu wiary, że należą do ostatniego pokolenia ludzkości. Niepodobna sobie wyobrazić wśród narkomanów pisarzy typu Sofoklesa, Szekspira, Goethego, takie natury nie chcą się odurzać dla zdobycia fałszywych kradzionych wizji, nigdy się nie wyrzekną pełnej świadomości, ponieważ wszystko czerpią z jak największej jasności umysłu, rzeczywistość ma u nich tyle ceny i uroku, że nawet to co muszą z niej oddać w godzinach snu wydaje im się dotkliwą stratą-
Trudno jednak znaleźć, zwłaszcza dziś, pisarza wolnego od nałogów, których się nabawił w wykonywaniu swego żmudnego zawodu. Podczas pracy, kiedy potrzeba uwagi, pamięci, świeżości umysłu, wszystko jest dobre co je potęguje. Nie można się wtedy obejść bez papierosa, cygara, fajki, jak dawniej bez tabaki. Schiller trzymał nogi w zimnej wodzie, Byron zażywał laudanum. Prus wąchał mocne perfumy, ktoś inny zgniłe jabłka, Ibsen, który zresztą nie gardził kieliszkiem, darł przy pisaniu niepotrzebne papiery i gazety. Te środki, które każdemu wskazuje własny instynkt, według fizjologów sprowadzają silniejszy dopływ krwi do mózgu, niezbędny w pracy twórczej. Jeśli tak jest naprawdę, Milton radził sobie najlepiej, gdyż dyktował, leżąc na niskiej sofie z głową zwisająca do ziemi.