Co to jest matematyka?
Na palec lewej ręki wkładam magiczny pierścień czasu, który za każdym obrotem w lewo, przenosi mnie o sto lat wstecz, a za każdym obrotem w prawo —- o sto lat naprzód. Przybieram pseudonim literacki: nazywam się: Czas, Chronos, Tempus, Time, Temps, Tempo, Wremia, Zeit itp… Ale zanim się udam w wędrówkę przez wieki, zrobię wywiad na interesujący mnie temat „Co to jest matematyka“ z największym jej koryfeuszem… tegorocznym maturzystą. Wybieram Liceum Matematyczne. Idę do gabinetu ob. Dyrektora.
— Obywatelu Dyrektorze, chciałbym zrobić wywiad z którymś z maturzystów.
— Na temat?
— Co to jest matematyka?
— Zaraz zaproszę tu profesora matematyki, wykładającego w drugiej licealnej, on nam wskaże ucznia, z którym Pan przeprowadzi wywiad.
Dzwonek. Woźny. Polecenie. Profesor. Wzajemne przedstawienie. Wyłuszczenie sprawy.
— Chyba, panie dyrektorze, zawołam Niewymiernego Władysława, on u mnie ma z matematyki ocenę b. dobrze.
Dzwonek. Woźny. Polecenie. Wchodzi Niewymierny. Ujrzawszy trzyosobowe synhedrion zmieszał się. Stanął w wyczekującej pozie.
— Obywatel w tym roku kończy liceum matematyczne?
— Tak jest.
— Czy obywatel nie zechciałby powiedzieć ml „co to jest matematyka“?
— Co? Matematyka?… matematyka… Niewymierny połknął ślinę i spojrzał pytająco na swego profesora.
Pauza. Cisza.
— Ile lat obywatel uczył się matematyki?
— Cztery lata w gimnazjum i dwa w liceum; razem sześć.
— Sześć lat uczył się obywatel matematyki i me-może mi powiedzieć czego właściwie się uczył?
— Algebry, geometrii, trygonometrii, geometrii analitycznej i początków geometrii wykreślnej oraz rachunku różniczkowego.
— I cóż jest wspólnego w tych wszystkich przedmiotach? Dlaczego wszystkie razem nazywają się matematyką?
Niewymierny nie odpowiedział nic, tylko nieznacznie z wyrzutem spojrzał na swego profesora.
— Które z wykładanych przedmiotów matematycznych obywatel najbardziej lubi?
— Algebrę i geometrię analityczną.
— Co to jest algebra? Skąd ma takie dziwne miano?
Niewymierny mówił o równaniach, wyciąganiu pierwiastka kwadratowego, logarytmach, postępach, ale nie umiał zrobić z tego wszystkiego ekstraktu, ani nie wiedział skąd się wzięło i co znaczy słowo algebra. Co do geometrii analitycznej Niewymierny nie umiał powiedzieć w czym tkwi jej istota, aczkolwiek znał na pamięć wszystkie jej wzory.
Obracam mój czarodziejski pierścień czasu o dwadzieścia pięć obrotów w lewo.
Jestem w Atenach. Idę do ogrodu Akademosa.
Powiedziano mi, że tam mogę zastać mistrza Platona.
— Dokąd? Zatrzymał mnie strażnik, stojący przy bramie, nad którą wisiał szyld: „Medeis ageo-metretos cis ito“.
„Niech nikt, komu jest obca geometria, tutaj nie wchodzi“.
— Jestem Chronos; przychodzę do mistrza Platona w imieniu redakcji miesięcznika „Ta Próbie -mata“.
— Kyrios Plato jest zajęty. Naucza.
— Zaczekam.
Wszedłem. Długie cieniste aleje. Czekam pod kolumnami. Wyszedł Platon. Usiedliśmy pod platanem na ławce.
Przedstawiam się.
— Jestem Chronos. Reporter. Wysłały mnie tu „Ta Problemata“.
— Słucham.
— Przychodzę… itd. Chciałbym usłyszeć, Mistrzu, odpowiedź na pytanie: „Co to jest matematyka“?
Platon uśmiechnął się i ze zdziwieniem spojrzał mi w oczy.
— Mówisz płynnie po grecku, a pytasz, co znaczy matematyka?
— Właśnie…
— Matematyka, mathema, mathesis, znaczy to samo co nauka…
— Nie zrozumiałeś mnie, Mistrzu. Chciałbym wiedzieć jaka nauka nazywa się matematyką.
Platon cicho powtórzył ostatnie słowa mego pytania:
— Jaka matematyka nazywa się matematyką?
Potem spojrzał na mnie ze zdumieniem.
— Zastanawiam się nad różnymi zagadnieniami. Filozofowanie jest moim ulubionym zajęciem. Wynalazłem piękną metodę badawczą — analizę zwykłą i apagogiczną (reductio ad absurdum); usiłowałem dać odpowiedzi na zagadnienia Bytu, ale w tym wypadku wbiłeś mi ćwieka.
— Może — zaproponowałem — zwołamy consilium. Zaproszę tu Pitagorasa i Arystotelesa…
— Pitagoras zmarł przed stu laty z górą, a Arystoteles…
— Jestem Chronos. Rządzę czasem. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Zaraz zadzwonię do Pitagorasa.
— Hallo! Tu południowa Italia?… Miasto Kroton?… Tak… tak… proszę cmentarz.. Dozorca?…
— Tak, dozorca cmentarny… Nie… tu nie leży… Co?… Mieszkał i nauczał… tak… ale kiedy wybuchła rewolucja, uciekł… Do Tarentu… a stamtąd do Metapontion… tak, Ale – ta – pon – tioa…
— Hallo!… Metapontion?… Cmentarz?… Tak… Pitagorasa… Co nie ma go?… Metapsychoza… wcielił się?… W kogo się wcielił?… Nie wiecie?… No, dobrze.
W zakamarkach bytu i czasu znalazłem wreszcie Pitagorasa i Arystotelesa i poprosiłem ich, aby wspólnie z Platonem przedyskutowali zagadnienie:
Co to jest matematyka?
Przez drzwi od sali, w której się zamknęli dolatywały do mnie przemówienia i spory mistrzów. Pitagoras twierdził, że matematyka to arytmetyka, czyli filozofia liczb, ich kontemplacja, że liczba jest istotą wszystkich rzeczy tajemnych; ucieleśnia siły przyrody i mądrość demonów i rządzi sztuką, rzemiosłem i muzyką. Platon zgadzał się z Pitagorasem, ale dodawał, że nie można zapominać o geometrii; nie tej, która jest potrzebna dla miernictwa i sztuki wojennej, aie tej, która jest przedmiotem finezyjnych rozumowań i dopomaga do zrozumienia wszechrzeczy i skierowuje duszę w dziedzinę doskonałego wszechbytu.